Łatwo jest otworzyć butelkę, wypić ją, poczytać o etykiecie, o winnicy, o regionie, innymi słowy zaczerpnąć trochę wiedzy, a właściwie łapczywie tę wiedzę chłonąć. Łatwiej pić, niż o tym piciu regularnie pisać na blogu, albo pisać po prostu regularnie. A co z czytaniem? Podobnie łatwo sięgnąć po kolejna książkę, stworzyć chwilowy wirtualny świat w swoim umyśle i doskonale zatopić się w nim.
I picia i czytania brak mi ostatnio tak samo. Co do wina, to postanowiłam ograniczyć mój winny szał zakupowy… I w taki oto sposób przez miesiąc nie kupiłam ani jednej butelki wina! Za to uszczupliłam nieco zapasy, ale na tyle rozsądnie, że czuję niedosyt winny. Z czytaniem podobnie niedosyt. A wszystko to dlatego, że wróciłam na studia… i czytam, czytam, czytam. Choć Ada mi ostatnio zarzuciła, że nie piszę pracy dyplomowej, bo „czytam te swoje powieści ciągle”. ???!!! Czytam te swoje powieści… Ciekawe.
No to z takich gorących, prosto z piekarnika zajęć studenckich -Milton Friedmann mnie znów zirytował, choć wysiliłam się i odrzuciłam uprzedzenie do jego tekstu. Wtorek 9 30 (przy moim lekkim trybie życia, to bardzo rano) zajęcia, a ja nabuzowana. Tak, zajęcia z Etyki Wolnego Rynku mnie pobudzają. No i praca mag. (jak to słodko nazwałam plik na kompie)… Ech, napije się dziś wina. Murmures od Les Sablonettes. Wasze zdrowie!
Anonymous
12/12/2011
nie jest ważne ile, tylko jak. może to się przyda do dyplomówki:http://www.zacmienie.org/cien-tanca-marionetki/i bardzo subiektywnie metaforyczna wizualizacja:http://www.youtube.com/watch?v=QJhVM930YXY.dż.