Wachau – mineralne pastylki

Posted on 22/05/2011

7


Nic nie jest tak bardzo pasjonujące i sprawiające przyjemność nad degustowaniem win w miejscu ich powstawania. Co roku winiarze z Wachau proponują intensyfikację takich przeżyć – impreza Wachauer Weinfruehling to możliwość degustacji nowego zabutelkowanego rocznika. Kiedy wsiadłam na rower ( to najlepszy środek lokomocji ) i zobaczyłam pierwsze zbocza porośnięte winoroślą, wiedziałam już, że plan odwiedzin chociaż 1/3 domów winnych jest niemożliwy. 
Nie zamierzam pisać o historii i charakterze winnic, opisywać specyfikę regionu – to znakomicie zrobił już Wojciech Bońkowski na łamach MW.  Starałam się jednak wyłączyć jakąkolwiek wiedzę o winie i poznawać od nowa – bo wszystko to, co wiedziałam o Rieslingach i Gruenerach Veltlinerach przeszło trzęsienie. Piłam Gavi, które było arcysłone, piłam Soave, które grzeszyło delikatnym minerałem, wina z Rheingau  itd., ale takiego boom’u minerału w winach, podpartych w najlepszych odsłonach owocem, nie spodziewałam się.
Idealnie prowadzenie krzewów na tarasach

I tak jako winnica otwarcia – biodynamiczny Nikolaihof. Wina, jak już później zrozumiałam, nierówne – każde oferowało inny profil (przedstawionych zostało ponad 20 etykiet). Zachwyciło mnie jednak oryginalne Riesling Baumpresse 2005, które powstaje przy użyciu dawnych potężnych pras zbudowanych z wiązu. Wino niezwykle bogate, z akacją, kwiatami i delikatnym drewnem w aromacie, do tego mineralność do kwadratu. Niepodobne do pozostałych.
 Nie przynudzając – już rowerem prosto do Domäne Wachau, gdzie obstawione stoły proponowały ponad 30 win, z przeróżnych roczników. Otóż 2010 trafił do butelek całkiem niedawno; młody, gumowo-kwiatowy.  Prawie we wszystkich notatkach mam opis guma- kwiat. Ale co z tego będzie? Może właśnie to!
Gruener Veltliner Smaragd 1990 – rany! ponad dwudziestoletnie wino i czyste jak łza, potok górski, ze świeżym cytrusem, kwiatami, ktoś wyczuł nutę oliwek, do tego mineralność pięknie wtopiona, może nie masywnej budowy, ale za to z jaką świetną długością! 12,1% alk.   Wcześniej degustowałam Rieslinga z 1998 roku, ale był matowy, przygaszony. Ten Gruener V. pokazał potencjał dojrzewania win z Wachau!
Stół tylko Federspieli w Domäne Wachau
I jedziemy dalej, przeprawiamy się przez rzekę malutka łodzią, ale zmieściły się do niej nasze cztery rowery:)
Kiedy łódź jest po drugiej stronie Dunaju i zwleka z odbiciem od brzegu, to…

Po drugiej stronie rzeki miałam szczęście zatrzymać się w winnicy Polz. W degustowanych tam winach jakość szła w parze z niskimi cenami – co, jak się przekonałam kolejnego dnia, jest nie jest normą. Ceny nie przekraczały 10 euro, a wina były dla mnie subtelne, nienachalne, z delikatnym owocem przebijającym się przez mineralność, a przede wszystkim ze świetną kwasowością, której brakowało mi przez cały gorący słoneczny dzień. Do tego kruche, zielone i rześkie Sauvignon Blanc Federspiel 2008 (stare, co?) i odzyskałam siły, by z powrotem wsiąść na rower.

Ostatnie odwiedziny w Hanz Schwarz – po 18 tylko oni jeszcze imprezowali i zostaliśmy tam bardzo ciepło przyjęci:)

Kolejny dzień to próba odwiedzin słynnych i wielkich. Na początek Knoll, który został w mojej pamięci jako wyczerpanie kombinacji wszystkich możliwości mixu mineralności  z owocem. „Mix” to może nieodpowiednie wyrażenie dla niego – wystarczy spojrzeć na etykiety win.

Miałam nieodparte wrażenie, że wina Knolla są do bólu idealne – nudne, nie wychylające się z równego szeregu czystych aromatów i perfekcyjnego pełnego podniebienia, do niczego nie mogłam się doczepić, więc oczywiście doczepiałam się… bezskutecznie.  Oto wina, które są zunifikowane etykietą, ale każde z nich jest odmienne i charakterystyczne dla danej parceli.

Jednak wina perfekcyjne były dopiero przede mną i okazało się, że idealny okrąg istnieje i jest ogromnie fascynujący i odległy od monotonii i nudy: wstąpiłam w progi Franza Xavera Pichlera. Minimalizm degustacji (tylko 3 wina) oraz minimalizm winiarni (wybudowanej podobno po to, by uniknąć podtopień i powodzi rzecznych) sprzyjał winom. Szkło i metal w prostej formie kontra bogate, wręcz  z przepychem zbudowane wina! Nie, nie! Przepych to niezbyt fortunne określenie, bowiem wina te były niezwykle krystaliczne, wysublimowane i równe od a do z.

Przekroje gleb w winnicach P.X. Pichler – instalacja w nowym budynku

Obok dwóch Gruener Veltlinerów piłam pierwszego Rieslinga w Wachau, który mnie dosłownie powalił i czas przestał płynąć dla mnie. Nie wiem, jak długo to trwało – trudno mówić o czasie, kiedy go nie ma.
Riesling Smaragd 2010 Loibner Berg – bogaty w owoc – cytrus, jabłko, brzoskwinia, ananas i z tyłu podbudowa mineralna, nuta korzenna STRUKTURA! – słodycz z równowagą, gęstość, soczystość, pełnia na podniebieniu zrównoważona kwasowością. I co ważne – podniebienie równe od ataku do finiszu! Młode wino! Co się stanie za kilkanaście lat z tym winem? Możliwe, że przy każdym odkorkowaniu zegary na świecie przestaną odliczać czas?
Oryginalna strona www winnicy.

W tle mały metaliczny punkcik – to właśnie budynek F.X.Pichlera. Widok przez winnicę Gruener V. własności Domane Wachau.

Przerwa na wspinanie się po stokach krzewów

Ostatnie moje odwiedziny to degustacja Weingut Prager. Podobnie jak u Pichlera (FX) tylko nowy rocznik i tylko Smaragdy. Wina Pragera wydały mi się surowe, wycofane, kamienne, słono-mineralne, z owocem schowanym – takie były dla mnie Gruener Veltlinery, zaś Rieslingi jedwabiste, ciche, ugładzone, wyważonej budowy. Właśnie po tych winach, kiedy wsiadłam na rower ( i wiedziałam już, że resztę winnic w tym planowanego na niedzielę Jamka, odwiedzę dopiero być może za rok), poczułam, że od dwóch dni po każdej degustacji mam mineralną pastylkę w ustach!